Złamanie kości jest bardzo poważną sprawą, wyczerpującą psychicznie właściciela i psa. To ogromny stres, wielkie obciążenie i nieraz traumatyczne przeżycie, jeśli wiąże się z licznymi powikłaniami po drodze… a może ich być niemało, od odparzeń od opatrunku, po pękniętą płytkę - czyli stabilizator wewnętrzny, lizę, czy martwicę kości, albo po prostu brak zrostu ciągnący się miesiącami. Nikomu tego nie życzę i naprawdę trzeba zrobić wszystko aby do takiej sytuacji nigdy nie doszło. Wiele w naszych rękach - wcześniej nas hodowców i później już właścicieli.
Pierwsze na co musicie się przygotować, to straszny, przeraźliwy płacz charcika. On będzie rozdzierał serce, ale też będzie tak głośny, że często odbiera nam skupienie i przytomne działanie, a sieje panikę, której w takiej sytuacji najmniej potrzebujemy.
Więc będzie głośno, nawet bardzo! - myślę, że warto o tym napisać i przygotować psychicznie osoby, które tego nie doświadczyły. Uważam, że na im więcej sytuacji będziemy przygotowani, tym lepiej, szybciej i skuteczniej pomożemy poszkodowanemu.
Następnie należy od razu wziąć charcika na ręce aby nie kruszył dalej kości, okazać mu wsparcie ciałem i łagodnym głosem oraz poszukać zestawu usztywniającego. To bandaż elastyczny i kawałek czegoś sztywnego i lekkiego (płaski patyczek drewniany czy plastikowy, drewniana rynienka, gruba otulina po kablu…. w zasadzie cokolwiek, gdzie bezpiecznie można położyć złamaną łapkę i owinąć elastycznym bandażem na czas transportu do najbliższego weterynarza). W zasadzie dobrze mieć gdzieś w apteczce w domu taki zestaw usztywniający zawsze. Bandaże elastyczne można kupić w każdej dużej przychodni weterynaryjnej, są w różnych ostrych kolorach. Czemu to tak ważne? Podczas paniki psa, kość dalej może się kruszyć i przemieszczać, a nawet może dojść do złamania otwartego i zanieczyszczenia rany. Łapiemy łapkę, zachowując zimną krew i usztywniamy, nie zwracając na nic uwagi, ani na ból psa, ani panikę czy głośny płacz. Komfortem byłoby to zrobić z pomocą drugiej osoby. Podczas drogi do weterynarza, każde hamowanie, gwałtowniejszy skręt będzie powodował urażanie złamanej kości i ponownie głośny płacz, który podczas drogi będzie nas tylko rozpraszał. Jeśli nie macie zestawu usztywniającego, postarajcie się będąc sami w takiej sytuacji ułożyć charcika na zdrowej stronie w transporterze czy klatce. Jeśli działacie we dwoje, jedna osoba prowadzi, druga trzyma poszkodowanego charcika na rękach, osłania łapę, całuje, głaszcze uspokaja czułym głosem. To naprawdę bardzo pomaga.
Kolejnym krokiem jest natychmiastowe udanie się (NIE WAŻNE JAKIEGO) do NAJBLIŻSZEGO weterynarza w celu podania szybko środka przeciwbólowego psu. Jak lek zacznie działać, pies od razu zaśnie, wtedy mamy czas na podjęcie mądrych decyzji.
Dzwonimy do sprawdzonych dużych klinik i polecanych chirurgów. Umawiamy najszybszy termin operacji. Pamiętać trzeba, że lepiej potrzymać psa nawet dwie doby na środkach przeciwbólowych w oczekiwaniu na wolny termin operacji u profesjonalisty, który dobrze zajmie się Waszym charcikiem, niż podjąć pochopne decyzje. Warto w tym celu pojechać nawet na drugi koniec Polski czy za granicę kraju.
Nigdy nie dajcie namówić się nikomu aby wasz charcik był operowany w prywatnym gabinecie w domu, gdzie nikt Wam nie wystawi paragonu, a w razie komplikacji pooperacyjnych kontakt się nagle urwie, a pieniądze przepadną bez śladu. Jest takie jedno miejsce w Pruszkowie pod Warszawą….. często niestety polecany słynny „Maestro” operujący w skandalicznych warunkach, w brudzie, smrodzie, w otoczeniu licznych gadów w akwariach. Nie brakuje w tej „sterylnej sali operacyjnej” jeży, wiewiórek i dzikich ptaków.
Piszę to jako przestrogę, bo wiem, że będąc w szoku po złamaniu charcika i chcąc pomóc jak najszybciej swojemu psu, możemy podjąć pochopne decyzje. Sama raz trafiłam do „takiego miejsca” w środku nocy z połamaną suczką, licząc na jak najszybszą pomoc….. którą potem pies opłacił pół roczną walką o łapę - martwicą kości, a ostatecznie inwalidztwem. Do dziś Tosia chodzi tylko na trzech łapkach. „Maestro” nie odbierał telefonów kiedy zaczęły się problemy, nie poczuwał się do odpowiedzialności i oczywiście nie oddał pieniędzy, które pobrał na czarno, wówczas w tamtych czasach 1000 zł. Ostateczna cena, którą ja zapłaciłam za ratowanie łapy tej suczce to kwota kilkunastu tysięcy złotych. Kości nie udało się uratować, ale suczka przeszła przeszczep z talerza biodrowego, unikając amputacji u Dr. Fabisza z Chorzowa, który uratował Tosię i przywrócił jej radość życia. Kikut jest jednak krótki i niesprawny, służy tylko do podpierania się suni od czasu do czasu. Nigdy nie zniechęcajcie się, jeśli nie będzie terminu na „teraz”, od razu. Naprawdę warto poczekać na termin operacji i pomoc prawdziwego profesjonalisty.
Należy dodać do opowieści o cynicznym „Maestro” z Pruszkowa, że nie tylko sławny jest wśród właścicieli charcików, którzy musieli ostatecznie z lekarzami amputować łapę po jego partactwach, ale znany jest szczególnie wśród znanych i szanowanych chirurgów, którzy poprawiali po nim wielokrotnie charciki. Kilka lat temu znany doktor Igor Bissenik z Warszawy, powiedział wprost: „Nie będę więcej poprawiał charcików po Le…nie”.
Nasz kochany i zaufany dr. Fabisz z Chorzowa również wielokrotnie poprawiał i ratował charciki partacza z Pruszkowa, niestety często kość skracając :(
Sporo osób do mnie pisze i dzwoni, wypytując co robić przez pierwsze dni po złamaniu, jak sobie radzić, jak ulżyć psu? Jako, że prowadzę od lat hotel tylko dla charcików włoskich, zdarzało się, że trafiały do mnie charciki na drugi dzień po złamaniu. Właściciele nie potrafili sobie poradzić w tych pierwszych trudnych dniach, szczególnie musząc pracować po 8-10 godzin w biurach. To ja opiekowałam się tymi charcikami i jeździłam na zmiany opatrunków. Moja suczka Tosia przeszła aż 11 operacji, więc niestety jestem już zaprawiona w boju. Postanowiłam z tego powodu zebrać w jednym miejscu te rady, które zawsze ludziom przekazuję, liczę, że pomogą one nie jednemu zagubionemu właścicielowi połamanego charcika.
Charcik po złamaniu moim zdaniem powinien mieć w drugiej dobie już ściągnięty opatrunek, jeśli ma stabilizator wewnętrzny. Plastikowe opatrunki mogą spowodować niejednokrotnie więcej problemów, niż samo złamanie, doprowadzając do odleżyn. Charcikowa skórka jest delikatna i zdarza się to nagminnie, że skóra z łokcia żywcem schodzi praktycznie obnażając kość. Łatwo sobie wyobrazić jaki to musi być straszny ból dla charcika.
Oczywiście po ściągnięciu opatrunku, musimy charcikowi założyć kołnierz weterynaryjny, żeby nie lizał rany i nie gryzł szwów. Bez opatrunku poczuje ulgę, a rana będzie mogła spokojnie oddychać i goić się szybko. To naprawdę ważne, choć często pomijane przez niedoświadczonych właścicieli.
Kilka osób, które pisały do mnie z prośbą o rady i pomoc, zaufały mi i ściągnęły ten plastik w pierwszych dniach, opowiadając później, że efekt był natychmiastowy. Trzeba sobie wyobrazić co musi czuć charcik, wsadzony w ciasny opatrunek, nierzadko ocierający go pod pachą, obolały i zamknięty w klatce, albo kojcu, nie mogący często wstać nawet na siku. Każda ulga, nawet najmniejsza, choćby ta, w postaci zdjętego opatrunku, może poprawić charcika samopoczucie i nasze napięcie psychiczne w tych najtrudniejszych pierwszych dniach.
Wiem, że temat gipsu jest polaryzujący, bo są charciki (znam osobiście), które miały wsadzoną łapę w gips (pęknięcie kości promieniowej bez przemieszczenia) i po kilku tygodniach śmigały już biegając, a skóra im nie odeszła. Ale znam też przypadek, gdzie po 3 tygodniach spod gipsu śmierdziało i okazało się, że skóra cudem tylko uniknęła przeszczepu, tak rozległa to była odleżyna. Przypadek mojej Tosi to znów nieszczęśliwa sytuacja z gipsem, gdzie pod pachą zrobiła się odleżyna i zaawansowana martwica tkanek miękkich. Pacha też została odratowana tylko dzięki nieprzyjemnemu zapachowi. Ja z moich doświadczeń odradzam gipsy i wszelkie opatrunki, z tym trzeba być bardzo ostrożnym w tej rasie.
W pierwszych trzech dobach konieczne będzie podawanie Aescin, 1/4 malutkiej tabletki 3 razy dziennie. Jest to lek do kupienia bez recepty w aptece. Dzięki podawaniu Aescinu unikniemy typowej po operacji opuchlizny łapy, która nieraz wygląda jak balon.
Ja podaję podczas zrostu dwa suplementy: Osteogenon i syrop Aptus. Warto też do 48 h od operacji „pompować” łapkę, a dokładniej chodzi o złapanie w dłoń końcówki łapy charcika i naciskanie i puszczanie, naprzemienne, w wyczuciem, nie za lekko i nie za mocno, jakbyśmy pompowali łapę. Ta czynność także bardzo pomaga w regulacji krążenia i niweluje obrzęk.
Osteogenon to silny lek i podajemy go charcikowi maleńką ilość w ciągu doby (po skruszeniu tabletki podajemy do jedzenia tyle, ile widać na drugim końcu łyżeczki do herbaty na zdjęciu poniżej)
Charcik musi w tym czasie być trzymany na ograniczonej powierzchni, albo w kojcu, albo w klatce. Wiem, że serce pęka jak się o tym myśli, ale to jedyny sposób, żeby kość się jak najszybciej zrosła.
Polecam też kupić dobre zabudowane szelki z materiału, takie sportowe, wyglądające jak kamizelka, w których charcika będziemy mogli wyprowadzać na siku, stabilnie podtrzymując ciało, lekko unosząc w górze.
Proszę nie ulegać i nie ściągać kołnierza, jeśli rana jeszcze nie jest zagojona i szwy nie wyciągnięte.
Żeby ulżyć mu w tym trudnym momencie, naprawdę polecam dać do gryzienia dużą surową kość (jeśli nauczony jest gryzienia surowych kości), albo naturalne gryzaki, które starczają na długo. Odradzam chemiczne „prasowanki” ze sklepu zoologicznego, ale polecam najlepsze gryzaki, jakie do tej pory kupiłam, „Euphoria grain free 7 days a week”. Mają zachwycający skład, całkowicie naturalne składniki i cuchną tak zajmująco, że charcik straci do nich głowę i zapomni o cierpieniu choć na chwilę :) Można je kupić w najlepszej cenie na Allegro, oraz na twojzwierzak.com.pl
Dobrym rozwiązaniem są też niezwykle twarde i śmierdzące tchawice wołowe. Starczają na bardzo długo, charciki uwielbiają je gryźć. Zajmuje im to wiele godzin czasem. Tchawica ma ten minus, że jest tak twarda, że mnie udaje się ją podzielić na mniejsze części dla kilku charcików, krojąc brzeszczotem, a to wymaga siły i wprawy.
Dla charcika te pierwsze tygodnie są też bardzo męczące psychicznie, dlatego warto zabierać go na świeże powietrze, na słońce, oczywiście na rękach niosąc, ale dostarczając bodźców i zapachów. Nasz chirurg Dr. Fabisz zawsze powtarza, że zrost to ukrwienie, a ukrwienie to ruch. On zaleca, żeby charcik po paru dniach od operacji od razu stawał na łapie ze stabilizatorem wewnętrznym. Niemniej trzeba słuchać zaleceń chirurga, który operował i dał wytyczne, jak dalej postępować z charcikiem.
Po wymianie doświadczeń z innymi hodowcami, lista chirurgów na przestrzeni lat się mocno skurczyła, których chciałabym polecić swoim nabywcom. Niezmiennie pozostają dwa nazwiska, które w ciemno mogę polecić i zalecam wręcz tylko tam umawiać się na operacje związane z układem ruchu:
Dr. Fabisz z Chorzowa i Dr. Martin Novak z Czech (Nerudova 1040, 735 81 Bohumín, Czechy). Do Doktora Novaka najlepiej wybrać się do Czech i nie decydować się na gabinety w Polsce, gdzie przyjmuje.
Warto też szukać pomocy z tej listy specjalistów: Z Mławy polecam Centrum Weterynaryjne Cantaur - Karol Chmieliński, z Niemiec doktor Ingo Pfeil (z Drezna), z Warszawy: Igor Bissenik, Jacek Cezary Sterna i jego uczniowie, Krzysztof Zdeb, Marcin Krajewski.
Chcę dodać na końcu, że nie jestem lekarzem weterynarii i artykuły, które piszę, opieram na własnych doświadczeniach z charcikami, nie musisz się ze mną zgadzać. Dzielę się tymi szczegółowymi opisami z zakresu tematów najczęściej poruszanych wśród właścicieli charcików, wierząc, że komuś się one mogą przydać i być pomocne.