Pewnie wielu z Was trudno sobie wyobrazić, że ktoś oddaje tego słodkiego pieska z powrotem do hodowli. A jednak zdarza się, wracają z różnych powodów.
Co prawda powrót charcika włoskiego do hodowli należy do rzadkości, ale też może dlatego, że to trudne i wstydliwe dla wielu przyznać się do porażki, nieprzemyślanego zakupu, czy słabego charakteru ( braku woli pracy nad trudnościami, jakie napotkać można w tej rasie). W tym artykule głos zabrali nie tylko hodowcy, ale i nowi właściciele charcika włoskiego po przejściach, Ci, którzy ofiarowali mu drugi dom, drugie życie i miłość. Wpis ten ma na celu przyjrzeć się dokładniej czemu charciki wracają do hodowli i spróbować zachęcić tych, którzy wciąż męczą się ze swoim charcikiem, nie mając odwagi przyznać się hodowcy, ponieważ adopcje w tej rasie najczęściej okazują się strzałem w dziesiątkę, a nowe rodziny adopcyjne ostatecznie dużo lepszymi domami niż te pierwotne. Wpis ten może też przyda się początkującym hodowcom, którzy powinni wcześnie, jeszcze przy sprzedaży potrafić odczytywać pewne niepokojące sygnały płynące od nabywców. Dla nabywców wpis ten powinien być zimnym kubłem wody, aby wybór rasy, jakiego dokonują był możliwie jak najmniej emocjonalny, a mocno przemyślany i zdecydowanie na chłodno.
Ogromna ilość ludzi decyduje się na zakup danej rasy z uwagi na wygląd. Czasem tylko wrażenie ogólne na podstawie zdjęć w internecie, czy przelotne spotkanie w parku z danym osobnikiem mają decydujący wpływ na zakup danej rasy. My ludzie zdecydowanie jesteśmy wzrokowcami i estetyka ( często samo umaszczenie) grają przy tym wyborze pierwsze skrzypce. Jednak rasy psów to oprócz wyglądu predyspozycje, użytkowość, charaktery, zbiór cech, zachowania, określone warunki do życia i łatwość lub trudność w utrzymaniu. Decydując się na danego psa, idealnie byłoby najpierw poczytać rzetelny zbiór informacji o rasie, nie skupiając się na zdjęciach. Dużym błędem jest wybór rasy, bez odwiedzenia hodowli (może nawet dwóch czy trzech), czy wystaw psów, tak, aby móc z bliska przyjrzeć się osobnikom w różnym wieku w obrębie rasy i poznać różnorodne charaktery.
Najważniejszym aspektem wyboru odpowiedniej rasy, jest dobór psiaka pod nasze możliwości, warunki, upodobania i styl życia. Katalog psów, uznanych przez FCI (Fédération Cynologique Internationale) obejmuje aktualnie ponad 350 ras, które są podzielone na dane grupy i sekcje. Ta różnorodność stwarza nam naprawdę komfortowe warunki wyboru i sami Państwo przyznacie, że nie ma nic lepszego niż rasa „skrojona” na miarę naszych oczekiwań, potrzeb, stylu życia czy zbioru temperamentów! Z dobrze dobranym do nas rasowym psem, pójdziemy przez życie lekko, jak z towarzyszem, przyjacielem, kompanem, będziemy nie tylko kochać naszego psa, ale przede wszystkim lubić go i akceptować.
W tym miejscu warto wtrącić ważną różnicę, dlaczego tylko zakup psa z rodowodem FCI gwarantuje nam właśnie określoną przewidywalność cech charakteru i wyglądu. Psiak kupiony ze Stowarzyszeń i innych Tworów o zbliżonych nazwach do tych zrzeszonych wokół FCI zawsze będzie tylko pieskiem w typie rasy, nieprzewidywalnym zbiorem genów, cech i zachowań, a nawet wyglądu! Osoby takie często krzyżują inne rasy tworząc modne „hybrydy”, już dużo lepiej wziąć bezdomnego mieszańca ze schroniska wybierając taką nieprzewidywalność, niż w zamian za nieprzewidywalne efekty płacić kilka czy kilkanaście tysięcy złotych za „kundelka”. Dość ciekawie opisane jest to w poniższym wpisie innej hodowli: „ Charcik włoski bez rodowodu”. Niestety plaga Stowarzyszeń sprzedających mixy charcików ( z pinczerami miniaturowymi, pudlami czy whippetami) opanowała już doszczętnie polski portal sprzedażowy OLX, proponując często kundelki przypominające charciki za 2500 - 4000 złotych. Warto zawsze wejść na takie ogłoszenie i na dole wyświetlą się „inne ogłoszenia tego użytkownika” - często Ci nie zrzeszeni w FCI sprzedają równolegle po kilkanaście ras miniaturowych, szczenięta na zdjęciach mają wydęte brzuszki, matową sierść i często ubytki w niej. W obrębie jednej rasy jest tak dużo do zrobienia i zgłębienia, że aby hodować rzetelnie i z prawdziwą pasją nie da się hodować równolegle wielu ras. Zwróćcie Państwo na to uwagę, jest to pierwszy ostrzegawczy sygnał.
Głównym powodem powrotów charcików do hodowli jest problem z utrzymaniem czystości w domu, sikaniem i załatwianiem się na dywany, kanapy, czy znaczeniem mebli przez samczyki i to nie tylko w okresie szczenięcym, ale i w dorosłości. O tym największym minusie w rasie napisałam obszerniej we wpisie „Nieszczelny piesek”. Charciki są oddawane też często ponieważ męczą swoich ludzi, są bardzo absorbujące, ciągle domagające się atencji. Nie brakuje w obrębie rasy istnych rzepów, owijających się w nieskończoność wokół szyi. Niby na początku ta czułość nam się podoba, ale z czasem taki mały rzep może zamęczyć domowników, uniemożliwiając im wykonywanie podstawowych czynności w domu czy w pracy. Są charciki, które potrafią nawet głośno szczekać, gdy odbieramy telefon, a jedna z moich suczek kilka razy uderzając łapą wytrąciła mi telefon z ręki :) Są to pieski bardzo inteligentne i rozumieją, że skupiamy się na kimś innym podczas rozmowy i naprawdę często próbują zwrócić na siebie uwagę najróżniejszymi sposobami.
Živilė Bilotaitė,hodowla „Kopos Namai”, Litwa
„Miałam szczęście: w ciągu 12 lat istnienia Kopos Namai jako hodowli, tylko jeden pies został zwrócony przez właściciela. Był to dorosły pies, mieszkający za granicą, który wielokrotnie połamał sobie łapy. Ponieważ nie zostało to pokryte przez ubezpieczenie medyczne, ze względu na wysokie koszty weterynarza, właściciel zwrócił się do mnie o pomoc. Miałam szybki plan i pies został sprowadzony z powrotem na Litwę, został zoperowany i zamieszkał z nową, kochającą rodziną. A tak przy okazji - jego poprzedni właściciel jest wciąż w kontakcie z nowymi właścicielami i śledzi losy psa, ponieważ, pomimo wszystko wciąż mu na nim zależy. Kontynuując temat, mogę jeszcze dodać, że wzięłam udział w wielu akcjach ratowania – kiedy charciki włoskie od innych hodowców niż Kopos Namai potrzebowały nowych domów, ponieważ ich właściciele ich nie potrzebowali. A ponieważ psy te były zwykle z zagranicy (Łotwy, Białorusi), właściciele nie kontaktowali się z hodowcami, ale oddawali swoje psy tym, którzy je chcieli. Więc, kiedy tylko słyszę o takiej sytuacji na Litwie, organizuję naszą charcią społeczność i razem opiekujemy się niechcianymi charcikami – znajdując jemu/ jej najlepszy dom z możliwych. Mogę powiedzieć, że do tej pory wszystkie takie historie skończyły się bardzo dobrze i wszystkie psy, które znalazły nowy dom, żyją najlepszym życiem, z możliwych, kochane i rozpieszczane. Ale historie jak te, uczą nas lekcji, których my jako hodowcy, musimy się nauczyć, a wszyscy inni ludzie powinni dobrze się zastanowić zanim wezmą charcika włoskiego. Po pierwsze: to nie jest najłatwiejsza rasa. Nie tylko dlatego, że trudno jest je nauczyć załatwiania się na zewnątrz, ale również dlatego, że mają wrażliwy charakter i przyklejają się do człowieka jak kleszcz - czasami to może być dla niektórych osób denerwujące. Po drugie: Charciki włoskie potrzebują dużo zajęć towarzyskich i szkolenia – szczególnie kiedy uczą się reguł domowych. Najpopularniejsza odpowiedź na pytanie – czemu oddajesz swojego Charcika włoskiego – była: sikał po całym domu, nie daje się wyszkolić, jest zbyt bojaźliwy, nieśmiały i histeryczny. A czasami, zawierając wszystko w jednym słowie: ten pies to idiota.I kiedy po pół roku pytam nowych właścicieli „idioty”, któremu znaleziono nowy dom – jak to jest z nim mieszkać i jak go opisują, mam dokładnie odwrotny opis zwierzęcia: kochający, wierny, mądry, szczęśliwy, zabawny, i przy odrobinie pracy i wysiłku, jaki się w niego włoży – schludny i czysty w domu! Pojawia się więc pytanie na temat „ idiotyzmu”: czy to jest problem psa czy ...człowieka? I na końcu: kiedy ludzie mnie pytają: co powinienem wybrać – whippeta czy charcika włoskiego? Moja odpowiedź jest zawsze: whippeta. Ponieważ jest z nimi łatwiej. Ponieważ Charciki włoskie są dla wybrańców – tych, którzy naprawdę chcą charcika włoskiego, nie mniej, nie więcej”
Kolejnym częstym powodem powrotów są ich kontuzje, nieumiejętna opieka nad połamanym charcikiem, czy koszta związane z chirurgią i rehabilitacją, które przerastają możliwości „opiekunów”. Bardzo trafnie skomentowała to hodowczyni z Polski.
„Nie każdy jest gotowy na charcika włoskiego” - Agata Szadkowska, hodowla Chartbeat, Polska.
„Przez blisko dekadę hodowania charcików włoskich, wróciły do nas w sumie trzy psy. Jedną z właścicielek namówiliśmy do tego sami, pozostała dwójka poprosiła nas o pomoc. Dzisiaj mamy to już jasno określone w dokumencie sprzedaży szczenięcia, a kiedyś była to dżentelmeńska umowa między nami, a właścicielami maluchów: “gdybyście kiedykolwiek poczuli, że pies jest dla Was ciężarem, że nie dajcie rady, musicie się przeprowadzić za ocean, albo się rozstaniecie, ten pies zawsze może tu wrócić” - mówiliśmy na odchodne. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że ktoś może z tego nie skorzystać, nie wyobrażałam sobie zobaczyć “swojego” charcika do adopcji na olx, czy na facebookowych grupkach - dlatego staramy się pielęgnować znajomości z naszymi właścicielami, żeby do takiej sytuacji nigdy nie dopuścić. Zawsze dostaną od nas w tym temacie wsparcie, bez pytania o powód “zwrotu”. Oczywiście żaden hodowca nigdy nie chce otrzymać telefonu pt.”dzień dobry, ale już sobie nie radzimy, chcemy oddać psa”. Taka sytuacja miała u nas miejsce wiosną zeszłego roku i dotyczyła charciczki po złamaniu drugiej łapy.
Oczywiście nie zastanawialiśmy się ani sekundy, bo najważniejsze było dobro psa. To, co okazało się, kiedy suczka do nas przyjechała przeżyliśmy bardzo, bardzo mocno - wyrzucałam sobie w kółko “dlaczego wróciła tak późno”. Łapa była strasznie zaniedbana, od dwóch miesięcy trzymana w wielkim, sztywnym opatrunku. Pod spodem zrobiły się już odparzenia i odleżyny. Pies przez ten cały czas praktycznie non stop siedział w klatce, nie potrafił się załatwiać na trawie, doszło też do zaniku kości łokciowej, wyrostka łokciowego i przykurczów ścięgien. Bardzo szybko znalazła się cudowna osoba, która wzięła na siebie dalsze leczenie psa, niestety łapy nie udało się uratować. Wspominam o tym, bo ten przykład doskonale pokazuje, że nie każdy jest gotowy na charcika włoskiego. Bardzo często trzeba zważyć, czy się podoła - również w tych bardzo trudnych i bolesnych sytuacjach, które się przecież zdarzają. Czasami wymagają ogromnych poświęceń, wiedzy, odporności psychicznej i pewnej sprawności z radzeniem sobie z przeróżnymi problemami. Drugi przykład powrotu do hodowli, to dość śmieszna sytuacja, ponieważ szczenię wróciło do nas po niecałym tygodniu pobytu w nowym domu. Właścicielka wymyśliła sobie, że będzie malucha zabierać ze sobą do pracy, co jednak okazało się totalnym niewypałem. Energiczny charcik nie potrafił usiedzieć w miejscu i wyglądać jak rzeźba, a “rozmowy z klientami przedłużały się i niepotrzebnie schodziły na psie tematy”, co denerwowało nową właścicielkę. Warto więc przemyśleć absolutnie wszystko przed wzięciem pod swoje skrzydła charcika włoskiego. Nie żyć wyobrażeniem, ale spróbować dostosować swoje życie do tej wymagającej istoty.”
Dużo częściej charciki oddają hodowcy, niż „zwykli” właściciele, bez ambicji hodowlanych. Hodowcy często oddają je w pewnej formie „reklamacji”, niezadowoleni z docelowego wzrostu, wyników badań, czy kontuzji, wyłączają z planu hodowlanego takiego psa i traktują go jak niepotrzebnego „darmozjada” zajmującego miejsce w hodowli. Nigdy pewnych rzeczy nie zrobi kochający właściciel, niezależnie czy pies się „popsuł”, nie jest do końca zdrowy, czy nie wygląda już tak świeżo i pięknie… dlatego ja bardzo ostrożnie sprzedaję swoje charciki i dużo chętniej do domów bez ambicji hodowlanych. Charciki do dalszej hodowli sprzedaję zaufanym osobom, które naprawdę dobrze znam, znam ich warunki domowe i podejście jakie mają do starszych psów w swoim domu. Zawsze ciepłe uczucia i zaufanie budzą we mnie osoby, które zgłaszają się do mnie i zaczynają opowiadać o swoich weterenach, które odeszły, jak wyglądała końcówka ich życia, opieka nad nimi i poświęcenie właścicieli pełne miłości.
Kaja Chwaluczyk, zadoptowała suczkę Gayę, Polska.
„Początki z Gaya były trudne, dużym problemem było wychodzenie na spacery. Bała się nawet najmniejszego psa gdy tylko zobaczyła go z daleka. Jednak to kontakty z obcymi ludźmi paraliżowały ją do tego stopnia że potrafiła wskakiwać na ręce, cała się trzęsła, kilka razu zdarzyło jej się również popuścić siku ze strachu. Przez pierwsze miesiące słysząc podniesiony głos panicznie się bała i od razu wchodziła pod łóżko, nie było też mowy o spotkaniach ze znajomymi takich na luzie, bo Gaya zaraz chowała się w najciemniejszy kąt. Na początku nie potrafiła też spokojnie jeść, każdy posiłek był szybki, zachłanny i najczęściej kończył się wymiotami. Jedząc rozglądała się za siebie jakby bała się że za chwile zabierzemy jej miskę stąd też szybkie spożywanie. Nauka jedzenia zajęła nam prawie 3 miesiące, Gaya dostawała malutkie porcje ale częściej. Miała cały czas dostęp do swojej miseczki z przekąskami i wiedziała, że zawsze ma jedzenie, dlatego też pomału nauczyła się normalnie jeść, dzięki czemu poprawiła swoją wagę ( do nas przyjechała mocno wychudzona). Od samego początku poświęcaliśmy jej 100% uwagi, była zabierana ze mną do pracy, jeździła komunikacją miejską i poznawała nowych ludzi. Małymi krokami doszliśmy do etapu w którym możemy normalnie wyjść na spacer, jeździmy na wakacje, spotykamy się ze znajomymi. Gaya potrzebowała dużo uwagi i spokoju. Nic nie stało się od razu. Musiała nam zaufać i poczuć się bezpiecznie w nowym domu, z nowymi ludźmi. Potrzeba bardzo dużej cierpliwości bo jednak nie jest to szczeniaczek, który będzie chętnie siedział na rękach i dawał się nosić. Tylko dorosły pies, po przejściach. Trzeba zapewnić mu maksymalną ilość miłości i bezpieczeństwa. Do tej pory unikamy dużych skupisk ludzi oraz zwierząt bo wiemy, że Gaya tego nie lubi i się stresuje. Trzeba pamiętać o tym, że adoptując pieska po przejściach nie tylko zmieni się jego życie ale również nasze i nasze przyzwyczajenia. A jak jest teraz?
Gaya zmieniła się niesamowicie z przestraszonego, chodzącego z wiecznie podkulonym ogonkiem w radosnego i pełnego miłości pieska. Uwielbia się przytulać, spać na kolanach, jest prawdziwym kompanem do wspólnych podróży, a kiedy tylko widzi kluczyki do samochodu biega jak szalona. Teraz kiedy odwiedzają nas goście nie ma mowy już o chowaniu się pod łóżko, jak było na początku. Teraz to dom Gayuni i broni wszystkiego co jej, a do pokoju gdzie ma swoje legowisko, jedzonko i zabawki nie ma mowy żeby ktoś zajrzał. Gaya to nasz cień i odkąd ją mamy nie wiemy co to samotne kąpiele albo gotowanie. Jest z nami wszędzie. Gayunia uwielbia kiedy robię jej zdjęcia, to urodzona modelka, mogę ją przebierać w najdziwniejsze kostiumy, a malutka pięknie pozuje i odwdzięcza się cały czas buziakami. Myśle że początki zawsze są trudne, ale warto pracować i być cierpliwym a miłość i zaufanie przyjdą same”
Uważam, że wybór przyszłych domów powinien być tak samo ostrożny i szczegółowy, jak wszystkie te czynności poprzedzające narodziny wyczekanego miotu: początek planu hodowlanego - skrupulatny dobór pary, badania, analiza rodowodów, potem opieka nad miotem, socjalizacja maluszków. Żaden odpowiedzialny hodowca nie będzie powoływał na świat kolejnych i kolejnych miotów, nie mając sprzedanych szczeniąt z poprzednich skojarzeń. Żaden szanowany hodowca nie tworzy miotów „tylko na sprzedaż”, ale zawsze z jakiegoś powodu i najczęściej po to, aby ubogacić własny plan hodowlany i dołączyć kolejnego cennego psa, zostawiając u siebie czy na współwłasność.
Czuję się bezpiecznie mając na swojej liście rezerwacji kilka poważnie zainteresowanych osób, wtedy dużo łatwiej mi podejmować decyzję o danym skojarzeniu, ponieważ często są to bardzo kosztowne plany i logistycznie skomplikowane z uwagi na duże stado psów w domu i wyjazd na krycie do samca oddalonego setki, a nierzadko tysiąc kilometrów. Weryfikacja przyszłych właścicieli i skrupulatny wybór opiekunów także wymaga czasu i dokładności, dlatego u nas od początku jest ankieta online z 36 pytaniami. Pozwala ona nam się lepiej poznać, w niej już omawiane są najważniejsze wady rasy i nierzadko zdarza się, że po wypełnieniu jej przyszli nabywcy rezygnują z zakupu charcika włoskiego, albo mając malutkie dzieci przekładają tę decyzję za rok, czy dwa lata. Ankieta, rozmowy przez telefon i w końcu spotkanie na żywo w hodowli, możliwość doświadczenia stada charcików, szczere rozmowy face to face naprawdę pomagają się upewnić obu stronom, że decyzja o zakupie charcika włoskiego jest przemyślana.
Lesia Smykovska, hodowla „Sunnymoon Place”, Ukraina.
„Cześć. Zwykle mówimy przyszłym właścicielom dużo na temat danej rasy. Na temat nauki załatwiania się, ryzyka złamania łap itd. Jak dotychczas mieliśmy dwa przypadki zwrotu psów. Przypadek 1: Ktoś kupił obiecującego psa wystawowego, suczkę, z zamiarem rozmnażania w przyszłości. Jak się okazało, przy okazji wystawy, potrzebny był dalszy trening, ponieważ okazało się, że nie miała go dużo. Suczka była wystawiana, „taka jaka była” i prawie została Championem w 3 krajach. Sędziom się podobała, ale zawsze podkreślali, że potrzebuje więcej szkoleń. Suczka ta była również za chuda i nie była zbyt towarzyska. Jeden raz udało im się uzyskać potomstwo (urodził się 1 szczeniak). I wtedy zdecydowali, że nie chcą kontynuować wystawiania i rozmnażania. Nie powiedzieli mi tego, ale czułam, że oni nie potrzebują już więcej tej suczki. Zaoferowałam, że kupię ją z powrotem i chętnie się na to zgodzili. W naszej hodowli osiągnęła doskonałą formę w przeciągu miesiąca i za jakiś czas dała nam dwukrotnie potomstwo, za każdym razem 3 szczenięta. Przypadek 2: Cała rodzina przyjechała odebrać szczeniaka (tata, mama i 3 dzieci). Dzieci oszczędzały pieniądze, aby kupić charcika włoskiego, w którym zakochały się kilka lat wstecz. Rodzice udawali, że płacą „tymi zaoszczędzonymi pieniędzmi”, ale tak naprawdę zapłacili mi dużo więcej :-). Byłam bardzo zadowolona z tej rodziny. Na początku napisali do mnie, że ich suczka jest bardzo mądra i od pierwszego dnia w ich domu korzysta z maty. Dzieci i wszyscy w rodzinie bardzo ją kochają itd. Jednak dwa miesiące później właścicielka napisała do mnie, że suczka zaczęła sikać po całym mieszkaniu i ona nie wie co teraz zrobić. Zadzwoniłam do niej, aby wytłumaczyć, jak sobie z tym problemem radzić. Miesiąc później zauważyłam, że moja suczka została wystawiona na sprzedaż na popularnej w naszym kraju stronie internetowej. Zadzwoniłam do nich i zaoferowałam, że kupię ją z powrotem. Zgodzili się. Siedmiomiesięczna suczka wróciła do mnie z dużą niedowagą (a była największa i najgrubsza w miocie) i ze złamanym w 3 miejscach ogonem. Po pierwszym miesiącu w naszej hodowli znowu zrobiła się gruba. Bardzo piękna i mądra suczka. Zostawiłam ją w hodowli”
Na koniec chciałabym poruszyć ostatni z najczęstszych powodów oddawania charcików do hodowli. Są to narodziny noworodka.
Bardzo często w obecnych czasach zwierzęta towarzyszące stają się substytutem dziecka i relacji rodzicielskich. W dodatku słodki, pachnący niemowlakiem charcik może spokojnie być traktowany jak „dzieciątko”! Te wszystkie ubranka, posłanka, kocyki, pranie pieluch, grymaszenie przy posiłkach…… Standardem jest wiadomość do hodowcy w pierwszych dniach i tygodniach euforycznego „macierzyństwa” pełna ochów i achów nad wspaniałością charcika, jego mądrością i deklaracjami bezgranicznej miłości. Faktycznie to zaangażowanie w charcika, uwielbienie, zabieranie go wszędzie ze sobą, spanie z nim w jednym łóżku itp. może trwać nawet kilka lat. Problemy pojawiają się jednak często, gdy w życiu młodej pary pojawia się niemowle. Zazdrosny charcik z wiadomych względów, zepchnięty jednak na chwilkę na drugi plan, zaczyna domagać się uwagi, często manifestując to nieznośnym zachowaniem czy znaczeniem terenu.
Nagle młodej parze brakuje cierpliwości, a pierwotne deklaracje jeszcze przy zakupie, że będą dzielnie radzić sobie z podsikiwaniem w domu, idą w zapomnienie. Po pewnym czasie brakuje już czasu, a w skrajnym sytuacjach gaśnie miłość i zainteresowanie psem. Znam w Polsce przynajmniej 2 hodowle ( oprócz mojej), gdzie psiak został zwrócony z tego powodu. Przyznać muszę, że scenariusz był kropla w kroplę ten sam!
Dlatego też proszę się nie dziwić, kiedy hodowca podczas sprzedaży szczeniąt zadaje masę pytań, albo odmawia bardzo młodym małżeństwom, świeżo po ślubie, czy parom z maleńkimi dziećmi. To nie przez wścibskość czy złośliwość, a przez troskę o charcika. Charcika powinny posiadać osoby, które już mają odchowane dzieci i traktować go jak psa, nie jak dziecko.
Mimo krótkiego stażu w hodowli i tylko 10 miotów na przestrzeni lat 2018-2023, miałam już dwa zwroty charcików do hodowli. W obu przypadkach podobno chodziło o znaczenie mebli moczem. Pierwszy powrót był dla mnie szokiem i złamał mi serce. Nie tylko Mazu cierpiał, długo nie odbierany po pobycie na wakacjach, które spędzał u mnie na hotelu, ale i ja cierpiałam, czułam się dosłownie odtrącona jako hodowca. Pamiętam, że bardzo przeżyłam tę sytuację. Właściciele po prostu nigdy po wakacjach go już nie odebrali. Drugi samiec wrócił z tego samego powodu, ale fakt, że na świecie był już w tej rodzinie drugi noworodek. W obu przypadkach dość szybko znalazły się nowe domy adopcyjne. Kasia Miśkowiec sama do mnie zadzwoniła, kiedy prowadziłam długi już (ponad miesięczny) casting na nową rodzinę dla Mazurka. Znalezienie domu dla Aleksa trwało jeden dzień i tutaj bardzo pomogła mi hodowczyni charcików z Chartbeat.
Oczywiście obie adopcje były strzałem w dziesiątkę, charciki i ich nowe rodziny są ze sobą bardzo szczęśliwe, psy nigdy nie nabrudziły w domu, ale są akceptowane i kochane! O akceptacji, a nie trzymaniu czystości w domu więcej rozpisuję się w artykule „Nieszczelny piesek”. Akceptacja i miłość okazywana charcikowi ma zasadnicze znaczenie w utrzymaniu czystości w domu.
Michał Kucharski, wraz swoją partnerką Gosią zaadoptowali charcika Aleksa
„Nie wiem jak to zacząć, takie tematy, nigdy nie pisałem takich tekstów. Pierwszy dzień jak przyjechałem do Szczecina po Alexa, płakał, piszczal nie mógł się odnaleźć, chodził do mnie i do mojej siostry, do szwagra. Psów innych za bardzo nie potrzebował i nie chciał się zbliżać. Na pierwszym wspólnym spacerze wszędzie się rozglądał, szukał swoich poprzednich właścicieli, piszczał co jakiś czas jak stawaliśmy, żeby iść dalej. Jazda do Gdańska po nocy w Szczecinie i dobie po odebraniu od poprzednich właścicieli: pierwsze 30 min. drogi piski, później zasnął, jakoś 40 min przed Gdańskiem obudził się rozglądał się i szukał, trochę piszczał. Na powitanie w nowym domu dostał karmę pierwszej klasy, skubnął trochę nawet swojej starej karmy nie chciał za bardzo. Przeżywał strasznie to rozstanie z właścicielami, praktycznie cały czas spał, każdy spacer to było podchodzenie do nieznajomych i wąchanie szukanie właścicieli poprzednich. Z czasem to minęło jak zobaczył ile miłości dostaje, ile przytulania jest, ile Subi mu poświęca uwagi też przy zabawach. W miarę szybko przyszło mu zaufanie do nas, jak zobaczył to jak się zaangażowaliśmy w niego. Nie było to łatwe, nowe nieznane osoby w jego otoczeniu, ale sobie poradził zdolniacha. Dla psa to straszne przeżycie, stres, płacz, brak apetytu, jadł tylko na sile jak dawaliśmy mu z ręki, ale też nie duże ilości. A jak jest teraz?
Teraz czeka na nas na blacie stołu kuchennego i wygląda na nas przez okno. Jak wchodzimy do domu, to nie może opanować swojego entuzjazmu, nawet jak wyjdzie któreś z nas zanieść śmieci to się cieszy jak szalony gdy wracamy. Jak idziemy przez miasto albo w tłumie, to trzyma się nas blisko. Na spacerach w lesie czy jakichś takich spokojnych miejscówkach podekscytowany odbiega do przodu, ale po paru metrach się zatrzymuje, odwraca i czeka na nas, a jak zawołamy to przybiega w podskokach i merda tym ogonkiem. Subi widać, że trzyma się jego i lata za nim. Jak jesteśmy np. u rodziców w dużym domu to chodzi za nami, a ktoś pójdzie na górę to on od razu biegnie też. Jeśli chodzi o Subiego to wygląda jakby się też o niego troszczył. Widzieliśmy jak Subi się bawił z innym znajomym pieskiem to Alex się denerwował i próbował go bronić mimo, że tamte się tylko bawiły i nic się nie działo. Jeszcze jest taka historia, jak został sam z Subim u moich rodziców to nie mógł się uspokoić cały czas nas szukał i piszczał, pomimo że rodzice byli w domu i wszędzie było pełno moich zapachów. Jak wróciłem radość od ucha do ucha. Tak samo jak u Gosi został na pół dnia z jej bratem, dopóki nie przykrył go Gosi bluzą też nie mógł się uspokoić. Dostał bluzę - jak ręka odjął . Jestem też pod wielkim wrażeniem jak Alex wytrzymuje z wypróżnieniem się. Raz po nocy miałem turbo zakwasy po piłce, no i moja wina przeleżałem jeszcze 2-3 h w łóżku. Ogarnąłem się w końcu i zeszliśmy na dwór. Jak on się cieszył! Takiego długiego sika nie widziałem nigdy :)„
Kasia Miśkowiec, wraz ze swoją rodziną zaadoptowała charcika Mazurka
„Nasze początki z Mazurkiem nie należały do najłatwiejszych, przez około półtorej roku robiliśmy wszystko, aby nam zaufał i poczuł się częścią naszej rodziny. Zapraszaliśmy do łóżka na noc, w ciągu dnia na kolana na mizianie, przy którym zawsze mruży oczy z rozkoszy i choć Mazurek chętnie korzystał z zaproszeń to sam z siebie często spędzał czas w klatce (zawsze otwartej), w której miał legowisko. Większość naszych wyjść z domu były w towarzystwie Mazurka, spacery 2-3 godzinne, podczas których zawsze miał nas na oku. Nasz pierwszy wspólny wyjazd odbył się 9 dni po tym jak Mazurek zamieszkał w naszym domu, pojechaliśmy nad morze, pierwsze dwa spacery na smyczy, z obawy, że może uciec (nieznani jeszcze ludzie, nowe miejsce), natomiast już pierwsza próba bez smyczy okazała się strzałem w 10, pies jakby dostał skrzydeł, skakał, biegał od jednego do drugiego i przybiegał na każde zawołanie. W domu i na spacerach zawsze pokorny i grzeczny, lecz ciągle dało się wyczuć, że to jeszcze nie "to". Po około półtorej roku nastąpił przełom - nasz Mazurek zaczął gadać, nie, nie gadać..ten Chłopak na nasze jedno zdanie zaczyna prawdziwy monolog! Szaleje i szczeka od kiedy usłyszy dźwięk włączonej suszarki do włosów, aż do momentu ubierania butów - żeby czasem o Nim nie zapomnieć na hasło nagroda - szczekanie, spacerek - szczekanie, "idziemy do babci" - szczekanie. Trafił nam się iście rozgadany Chłopak! Aa, i zapomniałam dodać, że Mazu zachowuje czystość odkąd z nami mieszka, a nieraz zostaje sam na wiele godzin. Nigdy nic nie obsikał, a wiem, że został zwrócony miedzy innymi z tego powodu. A jak jest teraz? Teraz już nie trzeba go zapraszać do łóżka, Mazu wręcz wymaga pieszczot podnosząc nam noskiem dłonie, żadna chwila, kiedy nasze tyłki siedzą, już nie jest samotna. Inni ludzie mogą dla niego nie istnieć, gdy przychodzą do nas goście zawsze wybiera nasze kolana. Jest zakochany w nas z wzajemnością, ale wymagało to dużych pokładów miłości z naszej strony, cierpliwości, pochwał i wspólnego spędzania czasu”
Wiwien i Barbie. Ostatni nasz rozmówca woli pozostać anonimowy:
„Dostałam namiar od jednego Pana, że hodowczyni z Katowic chce oddać za darmo do adopcji 7 letnią sunię Barbie. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale nie spotkałyśmy się ani u niej w hodowli, ani nie była to wizyta przedadopcyjna w naszym domu, tylko spotkanie odbyło się w katowickiej Silesia City Center. Jednak uderzył fakt, że hodowczyni zabrała ze sobą też 10 letnią Wiwien, żeby było im raźniej w nowym domu adopcyjnym. Byłam przygotowana na 7 letnią suczkę, jednak to charcik przed którym jest jeszcze połowa życia, ale kompetnie wybiła mnie propozycja również adopcji starej suni Wiwien. Ostatecznie nie doszło do adopcji obu suni”
]
Nie ma chyba nic bardziej haniebnego jak oddanie, pozbycie się z hodowli niczym niepotrzebnego śmiecia i balastu starych psów. Tłumaczenie się i zasłanianie, że szuka się im domu, żeby zabezpieczyć im komfort końcówki życia i stworzyć warunki do spokojnej starości są co najmniej niesmaczne, jeśli w średnim wieku zdrowy hodowca, czynny wciąż zawodowo ( a więc bez wyraźnych oznak, że w życiu dzieje się krytycznie i trzeba szukać psom nowych domów) pozbywa się w tak cwany sposób swoich członków rodziny. Co więcej, fakt warty podkreślenia….w tym czasie importuje młodziutką sukę z Ukrainy i zostawia do hodowli kolejne pokolenie młodych suczek z nowych miotów…
Są hodowcy, którzy przez nieszczęśliwe sytuacje, przede wszystkim nagłą i nieuleczalną chorobę szukają panicznie nowych domów swoim wszystkim psom, a w pierwszej kolejności weteranom, którym najtrudniej znaleźć nowych właścicieli. To są sytuacje rozdzierające serce, ale pozbywanie się starych psów, a w ich miejsce zostawianie tych młodych, przed którymi dopiero otwiera się okres rozrodu na wiele lat, jest po prostu obrzydliwe i powinno być piętnowane.
Pomijam już fakt, kto szukając domu dla swoich 10 i 7 letnich członków rodziny, nie chce zobaczyć warunków jakie panują w nowym przyszłym adopcyjnym domu, tylko ukradkiem umawia się w centrum handlowym?
Sytuacja warta przemyślenia, szczególnie dla przyszłych nabywców, którzy godzą się na odbiór maluszka na stacjach paliw czy w centrach handlowych. Należy pamiętać, że wysoki poziom hodowcy i jego człowieczeństwo mierzone jest faktem jak traktuje staruszków - bezbronne i słabe już istoty, dla których hodowca jest całym światem.
Miejmy nadzieję, że ten „hodowca” w ostatniej chwili jednak zreflektował się i rozmyślił, a obie suczki spędzą godnie starość, tak, jak na to zasłużyły, czyli u boku swojego właściciela.